Kiedy w październiku 2012 roku obejrzałem po raz pierwszy film Johna Carpentera – „The Thing” z kasety VHS wydanej przez ITI Home Video, w tłumaczeniu Tomasza Beksińskiego, nie wiedziałem jeszcze jak świetna kontynuacja wydarzeń z tego filmu, została zrealizowana w przestrzeni elektronicznej rozrywki. Z grą o tym samym tytule zetknąłem się po raz pierwszy niespełna miesiąc później. Od razu zostałem oczarowany tym samym przytłaczającym klimatem izolacji, strachu, paranoi i beznadziei.

Wcielamy się w postać Blake’a, któremu wyznaczono zadanie pokierowania ekspedycją ratunkową, której celem jest wyjaśnienie tego, co wydarzyło się w arktycznej stacji badawczej. Od samego początku trudno ogarnąć rozumem obrazy, które stają nam przed oczami. Czujemy się niepewnie, jakby coś działało na naszą niekorzyść. Kolejne znaleziska, niemające sensu zapiski w komputerach, w końcu strasznie zmasakrowane zwłoki… wtedy sytuacja dopiero zacznie się komplikować. Coś przetrwało eksplozję. Coś tutaj jest.

Największą innowacją tego tytułu jest wpływ całej drużyny na przebieg misji. Możemy bowiem kierować poczynaniami naszych towarzyszy, na przykład zlecać inżynierowi uruchomienie puszek zasilających. Przekazując broń, amunicję lub uzdrawiając napotkanych kompanów, zyskujemy ich zaufanie, które jest kluczowe w pewnych momentach gry. Zaufanie może jednak okazać się zgubne, gdyż nasz towarzysz może być już kimś innym i zaskoczyć nas nagłą przemianą.

Kolejnym czynnikiem determinującym rozgrywkę jest strach. Gdy naszych żołnierzy spotyka coś makabrycznego, zaczynają tracić zmysły, co objawia się między innymi niechęcią do wykonywania rozkazów i w efekcie – strzelaniem do wszystkiego wokół siebie i samobójstwem. Czasem zaaplikowanie adrenaliny nie wystarcza, możemy wtedy poprosić takiego osobnika o zwrot broni, co jednak wiążę się z utratą zaufania brakiem chęci wykonywania poleceń. Ostatecznością mogą być, przeniesione z filmu, testy krwi, które wykluczają obecność „Cosia” wśród nas, są one również elementarną częścią fabuły i pojawiają się w ściśle określonych fragmentach gry.

Muzyka nie odkrywa kluczowej roli, w dużej mierze oparta jest o słynne dzieło Ennio Morricone napisane do filmu. Zaprezentowana jest bardzo oszczędnie, ale za to dokładnie przemyślane zostały miejsca, w których się pojawia.

Mimo, że kreślę te słowa w środku nocy i powinna panować cisza, to jednak słyszę jakieś dziwne jęki i piski rozlegające się chyba tylko w mojej głowie, jednak ich źródło tkwi w zupełnie innym miejscu. Rozejrzałem się, ale słabe światło ledwo wyławia z ciemności biurko i zarys okna. Podchodzę do okna, spoglądam przez szybę i dostrzegam swoje odbicie. Twarz krzywa i zdeformowana. Czy to naprawdę ja?

Plusy

Minusy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Opublikuj komentarz