Legendarnej serii „Alone in the Dark” myślę, że nikomu przedstawiać nie trzeba. „Koszmar powrócił” i to ze zdwojoną siłą w odsłonie czwartej z roku 2001. Wcielamy się w postać detektywa Edwarda Carnby’ego lub jego przyjaciółki, młodej archeolog Aline Cedrac, którzy próbują wyjaśnić tajemniczą śmierć Charlesa Fiske. Szukając odpowiedzi na pytania dotyczące śmierci kolegi, odkrywają zaginioną grupę ludzi zwanych Abkani, wierzących w świat ciemności skrywający straszliwe potwory. Śledztwo prowadzi do Freda Johnsona, który informuje naszych bohaterów o poszukiwaniach trzech indiańskich artefaktów. Ustawione w odpowiednich miejscach, mogą uwolnić niebezpieczne moce. Naszym zadaniem jest odnaleźć wspomniane artefakty. W tym celu dwójka naszych bohaterów udaje się na tajemniczą Wyspę Cieni, gdzie zginął Fiske. Niestety w pobliżu wyspy tajemnicze moce doprowadzą do katastrofy samolotu, a nasi protagoniści zmuszeni są wyskoczyć na spadochronach. Lądują w różnych miejscach: Aline na dachu posiadłości, a Carnby w ogrodzie. W tym miejscu rozpoczyna się właściwa część rozgrywki. Zaczynamy od wyboru postaci.

Postać Carnby’ego od początku ukierunkowana jest na walkę. Korzystamy z takich sprzętów jak dwustrzałowego rewolweru, dubeltówki, wyrzutni rakiet, wyrzutni granatów, miotacza ognia i karabinu maszynowego. Wszystko po to, by rozwalić napotkane zjawy, mutantany czy zombiaki. Rozgrywka jest przez to trochę łatwiejsza, przypomina gry akcji i przygodówki.

Alice na początku ma do dyspozycji jedynie latarkę. Wcielając się w jej postać, trzeba przygotować się na więcej eksploracji. Tutaj przede wszystkim główkujemy, obserwujemy, czasami błądzimy po posiadłości, podziemnych lochach i szukamy ukrytych przejść. Ważne są rozmowy z napotkanymi postaciami – czasami jest to jedyny sposób, by dowiedzieć się, jak iść dalej. Czyni to rozgrywkę trudniejszą, ale przez to ciekawszą.

Gra cierpi nieco na syndrom przeniesionego portu z konsoli, co przekłada się na mało intuicyjne sterowanie, jednak po pewnym czasie można do tego niewielkiego mankamentu przywyknąć. Podobnie rzecz ma się w przypadku, chociażby pierwszych części Silent Hilla, a mimo to produkcje te uznawane są dziś za kultowe. Warto jednak dać „Alone” szansę, bo nadrabia on z nawiązką innymi aspektami: przede wszystkim mrocznym, gęstym klimatem, poczuciem izolacji i osamotnienia. Linia fabularna produkcji od początku spowita jest mrokiem i tajemnicą. Otoczenie, w którym się znajdujemy, a także odgłosy, nie pozwalają zapomnieć o toczącym się wokół nas horrorze. Strach czai się wszędzie, każdy najmniejszy cień może skrywać mroczną tajemnicę albo przerażający koszmar. Kto lub co skrywa się na tej posępnej wyspie? Co jest pogrzebane w jej czeluściach? Kiedy wreszcie zakończy się ten okropny koszmar?

Kiedy spoglądam w przeszłość, nie wiele widzę tytułów, które dla gatunku przygodówek w ich obecnej postaci zrobiły tyle, co ongiś seria „Alone in the Dark”. Przesiąknieta grozą w stylu H.P. Lovecrafte’a fabuła oraz niespotykana jak na owe czasy grafika sprawiły, że tytuł ten stał się hitem na skalę światową, a niewielka wówczas francuska firma Infogrames, otrzymała zastrzyk gotówki, który umożliwił jej dynamiczny rozwój.

Plusy

Minusy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Opublikuj komentarz