
Dziś jedna z moich najbardziej nostalgicznych podróży w przeszłość. Lipiec 2003 roku. Zbliżały się moje 11 urodziny. Od dwóch miesięcy z półek Media Marktu spoglądała na mnie zawadiacko postać z bujną czupryną i rękoma lewitującymi przy ciele. Dłonie natomiast spowijały łańcuchy, a z nich wystrzelone dziwne szczęki.
Pomyślałem: “rany, jakie to fajne, muszę koniecznie w to zagrać!” W końcu udało mi się namówić rodziców do zakupu, była ku temu przecież idealna okazja. Nie miałem wcześniej do czynienia z żadną z poprzednich części tego uniwersum. Pamiętam jednak, że gra pochłonęła mnie bez reszty na pozostałą część wakacji.
Rayman 3: Hoodlum Havoc, jest trzecią częścią przygód niezwykle sympatycznego bohatera. Większy nacisk położono na fabularną stronę gry, przez co przyjaciele Raymana – Globox i Murfy – pełnią w niej istotniejszą rolę. Głównym przeciwnikiem Raymana jest Armia Hoodlumów, z którą toczymy zaciętą walkę.

Za polskie wydanie gry odpowiada tamtejszy oddział grupy EMPiK – Licomp EMPiK Multimedia, w skrócie LEM. Gra została przygotowana w pełnej polskiej wersji językowej i wyszło to autorom znakomicie. Głosy dobrane są perfekcyjnie. Polskie dialogi zostały opracowane w sposób dokładny i przemyślany, świetny przekład Bartosza Wierzbięty, a także, co ważne w grach tego typu, zabawny i śmieszny.
Co ciekawe dystrybutor dołączył mały prezent, nie wiem, czy był dodawany do wszystkich egzemplarzy, ale jest to całkiem prawdopodobne, mianowicie kupon rabatowy w formie banknotu 10-złotowego.
To chyba najlepsza platformówka, w jaką kiedykolwiek grałem. Wszystko wykonane jest wyśmienicie: zróżnicowane lokacje, piękna grafika, bajkowy klimat, pomysłowość w wielu aspektach rozgrywki i genialne teksty, których za młodu w większości nie rozumiałem. Teraz jeszcze bardziej bawią, szczególnie że to chyba jedyna gra tego typu z tak luźnym humorem – świetny Paweł Szczęsny w roli Globoxa.
Nie zostało mi nic innego jak wrócić do gry i “policzyć dziury w serze” 😉
